niedziela, 25 października 2015

Rozdział III

   Kiedy tylko wróciłam do domu, poszłam do lodówki, aby coś zjeść. To nie tak, że jestem głodna, po prostu mam na coś smaka. Pytanie tylko na co...? Praktycznie nie ma nic do zjedzenia. Ser, szynka, pasztet, jajko... Same takie rzeczy, na które nie mam ochoty. No okej, chęci też nie. Przez przypadek zrzuciłam ketchup, więc musiałam się schylić, aby go podnieść. Jęknęłam, schodząc w dół. Tak bardzo mi się nie chce, jeju! Kiedy już wzięłam swoją zgubę, zaczęłam wstawać. Zrobiłam to zbyt gwałtownie przywalając barkiem w otwarte drzwi chłodziarki. Cholera, tak strasznie piecze!
- Kaja, czy to Ty? 
- Tak, mamo - wysyczałam przez zęby. Chyba sobie skórę zdarłam. 
- W górnej szafce masz jedzenie na podróż i do akademika, nie zapomnij ich - powiedziała znudzonym tonem. Pewnie jest w salonie i ogląda jakiś głupi serial. Możliwe, że ,,Barwy szczęścia''. Nie mam zielonego pojęcia, co ona widzi w tym tasiemcu. Jakby nie mogła sobie zobaczyć ,,Teen wolf'', ,,Plotkarę'', czy chociażby ,,Supernatural''. 
   Chwyciłam za uchwyt, aby zobaczyć, co kupiła mi na podróż. Oniemiałam, kiedy wielka góra jedzenia, właśnie na mnie leciała. Na pierwszy ogień poleciały pianki. Złapałam. Haribo leec, mam je, uf. Wafle ryżowe, krakersy, woda.... Mam, mam, osz kurde. Nutella na horyzoncie! Nie myśląc za wiele wyrzuciłam całą zawartość na podłogę i rzuciłam się na jeden, malutki słoiczek. No dobra, nie malutki. To chyba największy jaki w życiu widziałam! W ostatniej chwili wylądował w moich rękach. Nie chciałabym zbierać całego kremu z podłogi. 
- Dziękuję mamuś! 
   Pozbierałam wszytko i ruszyłam do swojego pokoju. Podeszłam do walizki, aby wcisnąć, pomiędzy ubrania, jedzenie oraz wszystko, czego jeszcze nie spakowałam.

*** 

   Kiedy skończyłam, było już późno. Nadal nie mogę uwierzyć, że to już jutro. Już jutro spełnię swoje marzenia i polecę do Londynu! W dodatku na uczelnię, która zawsze mi się podobała. Ma w sobie to coś, co mnie do niej przyciąga. Może to ten stary budynek? Mundurki? Nie mam zielonego pojęcia, po prostu, uch. Nie mogę się doczekać! 
   Wzięłam pod pachę książkę ,,Szukając Alaski'' pana Green'a. Uwielbiam jego twórczość, a co za tym idzie - mam całe regały jego twórczości. No, już walizkę. Otworzyłam drzwi na balkon, kładąc się na hamaku. Kiedyś tata mi go zrobił. Pamiętam, jak siedziałam koło niego, słuchając jego niesamowitego głosu. Czytał mi dosłownie wszystko! Kochałam te chwile. Nikt nie potrafił robić tego tak jak on. Ta pasja, zaangażowanie, mimika, gestykulacja... Nigdy tego nie zapomnę, o nie. 
   No przecież! Jak mogłam jeszcze nie iść na jego grób? Myślałam gorączkowo. Co ze mnie za córka? Pognałam jak najszybciej po buty, o mało nie zabijając się na zakręcie. Kiedy tylko wsunęłam w nie swoje stopy, szarpnęłam za klamkę z drzwi, które prowadzą do garażu. Rower, rower, gdzie jest ten cholerny rower?! Cmentarz jest oddalony o czternaście kilometrów, prawa jazdy jeszcze nie mam, a biec mi się nie chce. Autobusów chyba też nie ma o tej porze, więc tylko on mi pozostał. Och, jest! Co za pajac przykrył go kocem? Ech, nie ważne. 
   Wyciągnęłam go na zewnątrz i już chciałam jechać, ale przypomniałam sobie o jednej rzeczy. No dobra, dwóch, a nawet trzech. Znicz, kwiatki oraz plecak, aby to wszystko zapakować. Upuściłam swój środek transportu i pognałam z powrotem do domu. W przedpokoju stała szafa, w której były rzeczy taty. Jak zwykle poszłam po jego taszkę, a następnie, nieco niżej, chwyciłam znicze. Zostało mi więcej, a muszę je pozapalać przed wyjazdem. Po drodze wzięłam jeszcze zapałki i udałam się do ogrodu, aby poucinać kwiatki. Po chwili w moich dłoniach znalazły się białe gerbery, żółte goździki, fioletowe tulipany oraz różowe róże. Zrobiłam z nich małe bukieciki i zapakowałam ładnie, aby się nie rozwaliły. 
   Już gotowa, wsiadłam na rower, a następnie zaczęłam pedałować. Lekki wiaterek owiał moją sylwetkę, przynosząc ze sobą zapach bzu. Wciągnęłam mocno powietrze przez nos. Uwielbiam tą woń. Przez nią przypomina mi się biwak z tatą, Chudym i resztą ekipy. Mama długo się nie zgadzała, no bo jak mogłabym się przyjaźnić z tymi ,,obdartusami''. Na szczęście on chciał pojechać z nami w nieznane...
   
- Daleko jeszcze, proszę pana? 
- Nie, jeszcze pięć minutek - odpowiedział tata Kai. - Oskar, przecież wiesz, że nie musisz do mnie mówić tak oficjalnie. Nie lubię tego. Możesz się do mnie zwracać wujku, dziadku, tato, nawet ciociu, jeśli chcesz! 
   Nie minęła nawet chwila, a w samochodzie słychać było śmiech dzieciaków. Śmiały się z pana Grześka, który jak zwykle potrafił rozbawić każdego do łez. Miał niesamowite poczucie humoru, przez co tak przyciągał do siebie ludzi. Z resztą nie tylko.
- No, moi państwo - zaczął mówić, skręcając w boczną ścieżkę. - Jeszcze jeden zakręt i będziemy na miejscu. 
- Jeeej! - Krzyknęły chórem dzieci. Nie wiedziały, dokąd jadą, przez co były strasznie ciekawe. Nie mogły się doczekać! Widać to po ich szerokich uśmiechach na buziach, błyszczących oczach, wiercących się tyłkach i przedłużonych spojrzeniach w okno. 
- Iiii jesteś... - Nie zdążył nawet dokończyć zdania, a maluchy odpięły pasy i wyskoczyły na zewnątrz. 
   Sam zrobił to samo, aby zobaczyć ich reakcję. Zdziwienie, zachwyt, po prostu szczęście... Pewnie nigdy nie byli w takim miejscu, więc nie ma co dziwić. 
  Było tu cudownie. Znajdowali się na krańcu iglastego lasu, który jest idealny do spacerków. Tuż przed nim znajduje się niewielka polana, cała w stokrotkach i dmuchawcach, przyciągająca wzrokiem oraz naturalnością. Nieco dalej, po prawej stronie płynęła sobie wolno, głęboka do kostek, rzeczka. W sam raz na popluskanie się w upalne dni. Na lewo zaś jest palenisko, do zrobienia ogniska.

   ***

   Cały dzień spędzili na zabawach. Przeróżnych. Robili wianki, aniołki w kwiatkach, ganiali się... Jednak wieczór został główną atrakcją.
   Dzieciaki zmęczone po całym dniu zabaw, usiadły na drewnianych kłodach w okół ogniska. Wcześniej naznosili drewno, więc teraz mogli sobie odpocząć. No, prawie wszyscy. Pan Grzesiek chodził od samochodu, do ogniska po przeróżne rzeczy. A to pianki, koce, patyki, aby to wszystko nabić... Miał ręce pełne roboty. 
  Kiedy już każdy dostał to, co musiał, było ciemno.
- Co Wy na to, żeby poopowiadać straszne historie? - Zapytał.
- Taaak - odkrzyknęli wszyscy.
- Dawno, dawno temu... No, może nie aż tak dawno, było sobie miasteczko, w którym mieszkali ludzie. Jednak nie byli oni zwykli. Wręcz przeciwnie...

***
   Następnego dnia musieli już wracać do domu. Spakowali się szybko i wsiedli do samochodu. Śpiewając piosenki, jechali w dal...
   Kiedy zrobili się głodni, zatrzymali się na postoju. Nie był to żaden parking, po prostu zjazd przy drodze. Pan Grzesiek z radością obserwował dzieci, które bawiły się w berka. Nie mógł się nadziwić, że Kaja znalazła tak wspaniałych przyjaciół. Takich prawdziwych, na całe życie, a przynajmniej na większość. Cieszył się, widząc, jak jego córeczka dorasta. Za niedługo pójdzie do szkoły! Ma nadzieję, że chłopcy pomogą jej się w niej odnaleźć. W końcu pójdą już do trzeciej klasy...
- Ciociu, nie ma Kai i Chudego - usłyszał nagle.
- Ale jak to? - Zapytał, usiłując zachować spokój. Nie znał za dobrze tej okolicy. - Widział ktoś, w którą stronę szli? 
- Tam! - Wskazał maluch. Od razu poszli za nim, wołając imiona zaginionych.


***   
- Tatusiu - zawołała dziewczynka. - Mam kwiatki dla mamy! 
- Kochani, gdzieście byli? 
- Tam, nad rzeczką. Tam tak pięknie pachniało, tatusiu! Musiałam iść zobaczyć, co to. Przepraszam, jeśli się martwiłeś...
- Nic się nie stało. Ważne, że jesteście cali i zdrowi - powiedział. - Wskakujcie do auta, wracamy do domu.
   
***
   Gdy już poodwozili chłopaków, pojechali do domu. Dziewczynka była strasznie zmęczona, ale postanowiła, że popatrzy, jak tatuś daje kwiaty mamusi. Strasznie lubiła, kiedy robił jej takie niespodzianki. Zauważyła, że mama od razu robi się weselsza...
   Rzuciła ciche ,,dobranoc'', kierując się do swojego pokoju. Weszła na połowę schodów i zatrzymała się. Widziała stąd bardzo dobrze cały przedpokój, więc nie było potrzeby wspinania się wyżej. 
   Nagle wszedł do domu pan Grzesiek z ręką za plecami. Podszedł do żony, lekko muskając jej usta na powitanie. Po chwili wyciągnął rękę, w której był wielki, fioletowy bukiet z bzu, związany fioletową wstążeczką.
- Kocham Cię - powiedział najzwyczajniej w świecie.
- Kocham Cię - odparła, naśladując jego słowa.
   
  Bukiet ten bardzo długo stał na kominku w wazonie, oglądając pocałunki starszych. Kiedy jednak wysychał, mama mu troszkę pomogła. 
  
   Został oprawiony w ramkę i wisi nad jej łóżkiem. Zawsze, kiedy potrzebuję wytchnienia przychodzę, aby na niego patrzeć. Nie wiem dlaczego, ale mnie uspokaja. Tak, jakby tata był w nim i mówił, że wszystko będzie dobrze. To kochane.
   Zeszłam z roweru, opierając go o czarny płot. Nie trzeba go zapinać, bo tutaj i tak się nikt nie kręci o tej porze. Z resztą; po co komu taki stary gruchot?
   Popchnęłam delikatnie starą furtkę, która lekko zaskrzypiała i ruszyłam dobrze znaną mi ścieżką. Żwir chrzęścił pod moimi stopami, zakłócając idealną ciszę. Uśmiechnęłam się delikatnie. Byłam tylko ja i natura, nie licząc ludzi, którzy śpią. 
   Po chwili znalazłam się przed czarnym nagrobkiem. W prawym, górnym rogu było zdjęcie. Czarnobiałe, nieco wyblakłe, jednak nadal wyjątkowe. Mężczyzna, w wieku trzydziestu pięciu lat, uśmiecha się do aparatu. Dokładnie tak, jak to zapamiętałam. Te same zmarszczki wokół oczu, te same dołeczki... Po lewej zaś znajdowała się data urodzenia i śmierci. Niby minęło już prawie sześć lat, a nadal mi go tak brakuje. Ech. 
   Podeszłam bliżej i kucnęłam przed miejscem spoczynku, ściągając z ramion plecak. Wyciągnęłam bukieciki i znicz. W wazonie, pod sztucznymi kwiatami była szmatka, którą natychmiast przetarłam marmur. Odłożyłam ją na swoje miejsce, odpaliłam znicz, a następnie ułożyłam go ładnie. Wiązankę położyłam zaraz obok niego. Westchnęłam głęboko, siadając na ławeczce obok. Pamiętam, jak mama się o nią wykłócała...
- Cześć tato. Jak tam Ci się żyje, co? Fajnie się tak siedzi na chmurkach i patrzy na nas? Na nasze błędy, porażki, potknięcia, ale i wzloty? Huh, nie no, żartuję! Dziś przychodzę prawdopodobnie ostatni raz w tym roku już. Ewentualnie będę dopiero na święta Bożego Narodzenia. Wcześniej nie będę miała kiedy, bo jak wiesz, wyjeżdżam na studnia. To będzie niesamowite przeżycie, ale mam małe wątpliwości. Co się stanie, jeśli się zbłaźnię, coś pójdzie nie tak, co? Wywalą mnie? Co ja wtedy zrobię? A jeśli nie znajdę żadnych przyjaciół, bo jestem z innego kraju? Kurcze, tato! Ile ja bym dała, żebyś był tu przy mnie, przytulił, pocałował w głowę i powiedział, że wszystko będzie dobrze, że jestem tylko głupią gąską, która niepotrzebnie się zamartwia... Tatuś, wróć do mnie, co? Tak strasznie mi Ciebie brakuje - łzy moczyły mi koszulkę, ale nie obchodziło mnie to. - Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ten nieodpowiedzialny kierowca! Kto normalny kieruje samochodem po wypiciu alkoholu? Spowodował wypadek, wjechał w Ciebie swoim pojazdem. Zderzenie czołowe... Do tej pory pamiętam, jak dzieciaki okazywały mi litość, bo Cię straciłam. To nie było fajne. Ja, na szczęście, miałam Chudego i resztę. Oni mi pomogli się wydostać z żalu i rozpaczy. Pokazali, że mogę się jeszcze uśmiechać, wierzyć. Podziękuj za nich Bogu, dobrze? Tacy przyjaciele to skarb, a ja mam to szczęście ich mieć... Niestety, mama nie miała nikogo takiego, ale Ty to dobrze wiesz. Mam nadzieję, że wybaczyłeś jej partnerów, ona po prostu nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Tak jak ja, na początku... 
   Posiedziałam jeszcze chwilkę, odmówiłam modlitwę i poszłam jeszcze zapalić znicz babci, dziadkowi, wszystkim, którzy byli mi bliscy, a jeden nawet osobne, która miała zaniedbany grób. Nie będę wnikać w jego historię, ale uważam, że nawet ludzie, z którymi się nie miało dobrych kontaktów, powinni mieć czyste miejsce spoczynku. 
   Wsiadłam na rower i pojechałam z powrotem. W końcu muszę się wyspać...


Dobra, dobra, nie bijcie! :c Ja już po prostu tak mam, że się nie potrafię wyrobić, hahah. Jednak dziś macie troszkę dłuższy rozdział, więc mam nadzieję, iż się nie gniewacie aż tak bardzo... 
Właśnie! Proszę, powiedźcie mi, czy chcecie bohaterów ze zdjęciami czy bez nich. Tamta zakładka jest nietknięta, przez co tam tak pusto.:c 
Buziaki, misiaki



7 komentarzy:

ja-mewa pisze...

Cześć, jestem pierwsza? Juuuupi :)
Nutella, Haribo, pianki? Kaja twoja mama wie, co dobre!
Przykro mi z powodu śmierci jej ojca i tego tragicznego wypadku z winy pijanego kierowcy! Powinien zgnić w więzieniu.
Sądząc po tych krótkich przytoczonych wspomnieniach widać, ze był dobrym człowiekiem i miał wyjątkowe podejscie do dzieci.
Zastanawiam się jak Kaja sobie poradzi w Londynie, nie każ mi czekać zbyt długo na nowy rozdział :p
Pozdrawiam serdecznie
http://nauczysz-sie-mnie.blogspot.com/

Unknown pisze...

Musze ci powiedzieć, że rozwaliłaś moje uczucia, przytaczając te wspomnienia. Tak, są szczęśliwe i pokazują, że jej ojciec był fenomenalnym człowiekiem, jednak aż się chce płakać, na myśl, że już go nie ma, że nie żyje, przez jakiegoś kierowcę, który nie potrafi zrozumieć, że kierownica i alkohol to źle połączenie. Jej "rozmowa" na cmentarzu.. tak mi się na płacz zbierało. Przypomina mi mnie kiedy gadam z babcią, w takich samych okolicznościach. Nawet nie chce myśleć co Kajka czuje. Mam nadzieje, że obawy Kai się nie sprawdza, że na uczelni wszystko będzie dobrze, że utrzyma tak samo cudowny kontakt z Chudym i innymi. Ogółem strasznie będę to przeżywała, więc czekam do następnego niecierpliwie.
A co do bohaterów. Teoretycznie lubie jak przy bohaterach są zdjęcia, ale jakoś tutaj mam ich własne wyobrażenie, bez zdjęć. Myślę, że wyobraźnia wystarcza, ale zrobisz jak zechcesz.
Miłego dnia, kochanie :*
Pozdrawiam, Victoria

Maggie pisze...

Hejo kochana! Jestem i ja! :3
Mi rozdział bardzo się podobał. W ogóle polubiłam Twoją bohaterkę. Jest taka wesoła i pozytywnie nastawiona do świata, do ludzi! Nie to co moja Andrea xD
Widać, że brakuje jej ojca. W końcu to jedna z ważnych osób w życiu... Jak zwykle niewinny musi cierpieć lub stracić życie :'(
Nie wiem, czy ja dobrze zniosłabym rozstanie z bliskimi osobami. Chociażby na rok. Pewnie przed wyjazdem ryczałabym jak bóbr. Nic nie poradzę, że jestem wrażliwa i nie lubię się żegnać xD
Czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***
PS Poinformuj mnie o nn ;)
Maggie

Mari Kim pisze...

Dziwię się trochę, że mama Kai przygotowała córce takie jedzenie, a właściwie same słodkości. Zemdli ją, jak będzie tylko takie coś jadła. Co prawda sama jestem wielbicielką słodkości, ale nawet i ja potrzebuje czasem zjeść coś normalnego. Co za dużo to niezdrowo.
Miło było przeczytać o tym, jak mąż kocha żonę, ale przez to jeszcze ciężej było pomyśleć, że matka Kai straciła bliską swemu sercu osobę. To jest cholernie bolesne i nawet nie chciałabym w życiu czegoś takiego przechodzić. Oczywiście współczuję też bohaterce. To fakt... nawet po latach brak jednego z rodziców nie zniknie i nic tego nie zastąpi, niestety. Nawet dorosła osoba będzie odczuwała braki obecności ojca w jej życiu. A tego się już nie zmieni ani nie nadrobi, dlatego bardzo współczuję Kai.
Cóż... mam nadzieję, że w tym Londynie szczęście się d niej uśmiechnie.
Byłabym wdzięczna gdybyś poinformowała mnie o nowym rozdziale.
Życzę weny i pozdrawiam! :)

EmilyLaia pisze...

No w końcu doczekałam się rozdziału! Już myślałam że rzuciłaś to opowiadanie! A tu proszę jaka miła niespodzianka :)
Kaja jest jakimś dzieckiem szczęścia czy jak? Jest tak pozytywna i optymistyczna, że aż szczerze się do ekranu jak jakiś.. psychopata.. xD
Po części rozumiem jej żal, brak ojca, bo mój choć żyje to ma mnie.. w głębokim poważaniu że tak ujmę kulturalnie. Więc w jakimś stopniu wiem co czuje. No ale ma mame która chyba jak widać ją kocha. No ale miejmy nadzieję że szybko sie ogarnię i wróci do normalności po stracie, prawda?
Także życzę weny Kochana! I trzymam kciuki!
Do napisania :*

LoveDire pisze...

Hej!
Wybacz, że wcześniej nie komentowałam, ale nie miałam czasu! Ostatnio mam straszne urwanie głowy, a na dodatek za ok. 2 tygodnie będą próbne testy ;-; Eh...

Co do rozdziału to świetny! Szkoda mi Kai, że jej tata zginął w tym wypadku :( Szczególnie ta ich rozmowa na cmentarzu była smutna :/
Mam nadzieję, że wszystko jej się ułoży na uczelni i nie będzie miała żadnych kłopotów! :) Coś mi się wydaje, że pozna tam jakiegoś chłopaka i Chudy będzie zazdrosny! (ale to tylko moje przypuszczenia :))
Z niecierpliwością czekam na next i życzę duuuużo weny ♥

ja-mewa pisze...

Cześć, nie było mnie dość długo i wpadłam tu z nadzieją, ze będę miała sporo rozdziałów do nadrobienia, ale widzę, ze i ciebie nie ma od dłuższego czasu :/
mam nadziję, że nie porzuciłaś pisania i niedługo wrócisz?
http://nauczysz-sie-mnie.blogspot.com/
pozdrawiam, mewa!

Prześlij komentarz